To miało być proste: elektroniczna karta diagnostyki i leczenia onkologicznego (e-DiLO) miała usprawnić opiekę nad pacjentami, odciążyć lekarzy i ułatwić zarządzanie leczeniem w ramach Krajowej Sieci Onkologicznej (KSO). Pomysł dobry, potrzeba oczywista. Jednak zanim karta doczekała się przepisów, przeszła przez legislacyjne piekło.